"Pytanie zawisło w powietrzu jak chmura burzowa. Jeszcze chwila, a zaczną walić pioruny".
31 grudnia 2011 roku. Sylwester. Na rzeszowskim rynku panuje szampańska zabawa, ludzie przygotowują się do pożegnania starego roku i przywitania nowego, który może wnieść wiele w ich życie.
Pomiędzy tymi wszystkimi roześmianymi, rozbawionymi istotami jest jednak ktoś, kto nawet nie ma zamiaru upić łyka szampana i rozkoszować się krokiem w lepszą przyszłość. Stoi w tłumie ludzi, ubrany w długi popielaty płaszcz, a na głowie ma szary pilśniowy kapelusz.
W końcu jednak oddala się stamtąd i trafia na rzeszowski posterunek, gdzie wyciąga dobrze skrywany zakrwawiony nóż i przyznaje się do dokonanego morderstwa pewnej damy. Mężczyzna zostaje przesłuchany, a po chwili zakuty w kajdanki ląduje w celi. Później jednak okazuje się, że go tam nie ma, a kamery z monitoringu nie uchwyciły niczego, gdyż jak na złość przestały działać. Funkcjonariuszom zostaje jednak zabezpieczony nóż, a także dane, które podał im morderca.
I tu zaczyna się zabawa.
Czy morderca jest rzeczywiście mordercą, a ofiara ofiarą? Gdzie kończy się prawda, a gdzie zaczyna urojenie?
Z książkami pana Janusza Koryla jeszcze nie miałam kontaktu, to było nasze pierwsze papierowe spotkanie. I muszę powiedzieć, że być może nie ostatnie.
"Urojenie" składa się z 48 krótkich rozdziałów, a każdy z nich jest poprzedzony krótką notatką zawierającą miejsce, datę i czas akcji. Dzięki temu przyglądamy się różnym sceneriom w różnych odstępach czasowych niczym w kryminałach dobrze nam znanych z telewizji.
Autor wykorzystał zabieg narracji trzecioosobowej, gdzie do opisywania historii wykorzystuje wielu ludzi przewijających się przez powieść, przez co możemy się wszystkiemu przyjrzeć z innej perspektywy. Jednak to Mateusz Garlicki, szef rzeszowskiej dochodzeniówki, jest tym , który gra w "Urojeniu" pierwsze skrzypce. Jego upór, racjonalne myślenie i dopełnienie swoich policyjnych obowiązków dają nam to, czego oczekujemy - akcji. I to nie byle jakiej.
Wraz z Garlickim odkrywamy krok po kroku karty w tej dziwnej grze. Przeskakujemy z rozdziału na rozdział, oczekując rozwikłania tej chorej zagadki, w którą wplątał się nasz główny bohater. Z każdą kolejną stroną zyskiwał on moje zaufanie i wzbudzał respekt swoimi pomysłami.
Książkę czyta się lekko, a historia wciąga człowieka jak odkurzacz okruszki z dywanów. To zasługa akcji, która utrzymywana jest w napięciu, a także języka, którym posługuje się Janusz Koryl. Brzmi on tak autentycznie, że nie mogę się go przyczepić. Opisy miejsc brzmią tak wiarygodnie, a autor jako mieszkaniec Rzeszowa miał łatwo, a zarazem ciężko z tworzeniem atmosfery miasta.
W książce można się natknąć na kilka wulgaryzmów i brutalizmów, lecz wydobywające się z ust policjantów nie robią one mocnego wrażenia - bynajmniej na mnie. Może znalazł się ktoś, komu się to nie podoba, ale ja byłam już kilkakrotnie świadkiem jak funkcjonariusz przeklinał soczyście, obrażając czyjąś matkę, a zarazem wzywając Pana Boga nadaremno. Znajdziemy tutaj również poetyckie porównania, które od razu rzucają się w oczy. Ten zabieg osobiście mi się podoba, gdyż dodaje słabych barw w tej szarości i czerni nierozwiązywalnej przez dłuższy czas zagadki. A sam koniec zaskakuje na tyle, że do teraz nie mogę wyjść z podziwu nad autorem, że umiał coś takiego wykonać.
Okładka idealnie oddaje się tematyce książki. Na sam jej widok przechodzą mnie ciarki i mam wrażenie, że ten mężczyzna pragnie mnie zamordować. Rany, chyba odwrócę książkę na drugą stronę!
Podsumowując:
"Urojenie" to polski thriller, którego akcja nie pozwoli nam na ani odrobinę spokoju. Będziemy tym wszystkim żyć do końca powieści, a nawet i dłużej. Jest to idealna pozycja dla wszystkich fanów tego typu książek.
Tytuł: "Urojenie"
Autor: Janusz Koryl
Wydawnictwo: Dreams
Ilość stron: 216
Moja ocena: 8/10